Short track, podobnie jak hamburger narodził się w Ameryce Północnej i w zasadzie jest jego rówieśnikiem. Oba wynalazki pojawiły się bowiem pod koniec XIX wieku. O ile jednak ulubione danie tysięcy Amerykanów zadebiutowało na światowych salonach w 1904 r. podczas Wystawy Światowej w St. Louis, to short track swe istnienie ogłosił ludzkości pięć lat później, gdy odbyły się pierwsze, a może raczej pierwsze znane, oficjalne zawody w tym sporcie.
I tu mniej więcej drogi naszych „bohaterów” się rozeszły, bo hamburgery zrobiły „turbo szał” jak świat długi i szeroki, a short track podbijał kolejne narody mozolniej niż w komputerowej grze Civilization IV na najwyższym stopniu trudności. W latach '20 i '30 zdobył on sporą popularność nie tylko tam, gdzie go wymyślono, czyli Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, ale też w Wielkiej Brytanii, Japonii, Francji, Belgii i Australii… Tak, Australii. Tej samej, gdzie ślizgawki zdarzają się z częstotliwością uśmiechów Janne Ahonena.
Niemniej jednak short track rósł w siłę i żyło mu się coraz dostatniej. Włączenia w ramy Europejskiej Unii Łyżwiarskiej (ISU) doczekał się jednak dopiero w 1967. Potem jego kariera nabrała tempa. Niezbyt zawrotnego, bo na oficjalne mistrzostwa short trackowe pod skrzydłami ISU trzeba było czekać aż do 1976, ale już w 1988 można było oglądać zasuwających w kółko łyżwiarzy na Igrzyskach Olimpijskich w Calgary. Wprawdzie w Kanadzie zawodnicy ci byli tylko obiektem pokazowym, ale już cztery lata później w Albertville short track stał się oficjalną dyscypliną olimpijską. I jest nią do dziś - czy się to komuś podoba czy nie.
Teraz postaram się krótko wytłumaczyć, o co w tym sporcie chodzi i jak go oglądać, żeby zrozumieć i żeby się podobało. Natomiast szczegółowe zasady obowiązujące w short tracku, oraz dokładne różnice między tą dyscypliną a łyżwiarstwem po torze długim przedstawię w kolejnym odcinku cyklu „Sięgnij po medal”.
Otóż w short tracku chodzi o to, aby - jak śpiewała Patrycja Markowska - być pierwszym. Cała zabawa polega zaś na tym, że czwórka lub szóstka zawodników jeździ w kółko po okręgu o obwodzie wynoszącym dokładnie 111,12 metra. Rywalizacja obywa się indywidualnie (na dystanse 500 metrów, 1 km, 1, 5 km) lub w sztafetach (kobiety 3 km, mężczyźni 5 km). Te drugie są o tyle zabawne, że zawodnicy zamiast po prostu pędzić lub się przewracać, śmigają w środku i kolejno wypychają się pomagając partnerowi nabrać prędkości, co jest zasadniczo zabawne i tak samo wygląda. Żeby zatem zrozumieć short track wystarczy, więc tylko wiedzieć, że jeśli ktoś jedzie to dobrze, a jak się przewróci to źle. Przynajmniej dla niego, zawodnika.
Dlaczego więc warto trenować short track? Bo w sporcie, w którym co chwila ktoś się przewraca jest szansa na niespodzianki i wiele efektownych sytuacji. Po za tym short track pod względem technicznym jest najbardziej zbliżony do jazdy szybkiej na rolkach i ogólnie do rolkarstwa. Treningi można prowadzić dłużej w ciągu roku, niż dla łyżwiarzy z toru długiego, bo - jak pisałem - do uprawiania short tracku wystarczy kryte lodowisko do hokeja, których w Polsce jest całkiem sporo. W Warszawie na przykład takim miejscem jest Torwar, na którym lód jest dostępny aż do czerwca.
Osobną zachętą do trenowania short tracku mogą być Mistrzostwa Świata Juniorów w Short Tracku, które odbędą się w dniach 22-24-02.2013 na warszawskim Torwarze. Zapraszam do oglądania i kibicowania w imieniu Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego oraz MKS Korona Wilanów.
Mariusz Lichosik - MKS Korona Wilanów