Czy Wasze dziecko też chce zawsze wygrywać? I złości się przy najmniejszym błędzie? Takie prawo dziecka, ale możemy pomóc mu spojrzeć na grę z szerszej perspektywy. Kiedy chcemy zawsze wygrywać za wszelką cenę i wszystko musi być idealnie, to nie dajemy sobie prawa do błędu (a przecież piłka jest grą błędów). Rozpamiętujemy gorsze chwile, frustrujemy się, a wtedy trudno o wyciąganie wniosków na przyszłość i przejście do następnej akcji z dobrym nastawieniem.
Każdy medal ma dwie strony. Mówimy „mierz wysoko”, „Chcesz być mistrzem, musisz wymagać od siebie niemożliwego”, „Im wyżej patrzysz tym dalej zajdziesz”. To prawda. Z drugiej strony, od wielkich mistrzów słyszymy też: „Nie trafiłem ponad 9000 rzutów w mojej karierze. Przegrałem prawie 300 gier. 26 razy nie trafiłem decydujących piłek w meczu. Ponosiłem porażki raz po raz przez całe moje życie. I właśnie dlatego osiągnąłem sukces.” [Michael Jordan] „Ja nigdy nie przegrywam. Ja albo wygrywam albo się uczę” [Novak Djokovic].
Na pozór więc mamy dwa podejścia. Tak naprawdę dzieli je subtelna granica i obydwa te rodzaje przekonań są potrzebne w sporcie. Chodzi o to, aby potrafić korzystać z nich obu w różnych sytuacjach. Wiedzieć, co zmotywuje do tego, żeby próbować dalej, żeby po błędzie podjąć z przekonaniem następną akcję w meczu. Wymagajmy od siebie (od dziecka) dużo, ale dawajmy prawo do błędów, z których zostaną wyciągnięte wnioski. Jeżeli mamy oczekiwania idealnej, bezbłędnej postawy na boisku, to utrudnia to budowanie prawdziwej pewności siebie. Dlaczego? Bo idealny wzór jest niedościgniony, więc kiedy się orientujemy, że go nie dogonimy… poddajemy się. Warto więc mierzyć wysoko, pamiętając o tym, że jeden czy drugi błąd nie jest powodem go generalizowania i mówienia, że cały mecz jest słaby, a tak w ogóle to jestem kiepskim piłkarzem. To chyba najszybszy sposób na podkopanie pewności siebie. Mistrzowski sposób myślenia oznacza, że umiemy, mimo błędu czy porażki, zachować dobre myśli o sobie. Grać następną akcję tak, jakby była nowym otwarciem meczu, koncentrować się na tym, co jest do zrobienia i co mogę na tę chwilę, bo, tamtej już nie zmienię. Wyciągnąć potem lekcje na przyszłość. Takie podejście przenosi się też oczywiście na szkołę i życie.
A jak uczyć tego dziecko? W rozmowie i przede wszystkim własnym przykładem, bo dzieci uczą się przez naśladownictwo.
-
Odczarujmy odrobinę niedościgniony wzór idola sportowego pokazując, że nawet jemu przydarzają się słabsze chwile. A droga, którą przeszedł do miejsca, gdzie jest, nie była tak prosta i szybka.
-
Pytajmy o konkrety. Zastanów się z dzieckiem, jak np. wygląda dzień i trening takiego idola. To pokaże dziecku, że musi wkładać w sport systematyczny wysiłek. Czego mogę się od niego uczyć, co mogę robić lepiej?
-
Pokazuj dziecku, że też w życiu czasem zrobisz coś nieidealnie, ale patrzysz w przyszłość, jak zrobić to lepiej następnym razem. Jedna przesolona zupa nie oznacza, że mama w ogóle jest kiepską kucharką.
-
Przypomnij taki mecz, w którym potrafiło po błędzie zagrać super akcję i zapytaj, co mu wtedy pomogło.
-
Okaż wsparcie w trakcie meczu, kiedy złości się, że nie wyszło tak idealnie. Powiedz, że czekasz na dalszą grę, bo wiesz, że może pokazać jeszcze coś dobrego w tym meczu.
-
Ważne jest też wsparcie kolegów z drużyny i trenera. Kiedy zachęcają do gry. Po błędzie warto dać konkretna krótką wskazówkę zawodnikowi – jedno zadanie na boisku, które sprawi, że będzie lepiej.
Sandra Kalinowska - Psycholog sportu